Ostatnimi czasy bliżej mi do wpisów nie dotyczących stricte jedzenia, a tematów pokrewnych. Tak będzie i dziś - tym razem relacja z weekendowego wyjazdu, jednak zdjęć owoców w ich naturalnym środowisku troszkę się pojawi.
Nigdy nie wspominałam, ale moja babcia mieszka w góralskiej wsi. Mój tata kocha to miejsce, w końcu tam się wychował, więc ja miłość do tych okolic mam już we krwi. Uwielbiam za spokój, ciszę, za to, że możesz krzyczeć, biegać nago, chodzić z siekierką po lesie w poszukiwaniu gałęzi na ognisko, po drodze zrywając z krzaczka borówki, lub dojrzeć w trawie prawdziwka. Mając szczęście można spotkać sarnę, lub mniej szczęścia i stanąć oko w oko z jeleniem. Z kranu leci źródlana woda, która od razu mrozi szklankę. Dom babci jest praktycznie w dziczy - dojście pieszo pod górę 40 minut. Zachcianka ze sklepu równa się zejście i kolejne wyjście. Jakieś 10 lat temu do tego wszystkiego było wypasanie krowy, koszenie trawy kosą, zbieranie siana i noszenie go na plecach do stodoły, kury koło domu, wykopki ziemniaków. Wszystko ręcznie, bez żadnych kombajnów, traktorów, ciągników. Teraz niestety babcia ze względu na swoje 92 lata nie przebywa tam na stałe więc i nie ma całej gospodarskiej otoczki.
Rodzice dorobili się tam domu i chociaż to już nie to samo, bo nie u góry, a na dole i w otoczeniu sąsiadów to nadal jest wspaniale i to nadal otoczenie lasów i łąk.
Nasz weekend zaczął się w sobotę od godziny 5.50 bo na samą myśl o wycieczce nie mogliśmy spać. Mimo, że przez całą podróż samochodem i wyjście pod górę towarzyszyło nam słońce to koło 13 zaczęły się przelotne opady, które uniemożliwiły nam wyjście na szlak. Zamiast tego w przerwach między jednym a drugim deszczem zbieraliśmy borówki i poziomki, podkradaliśmy porzeczki i szukaliśmy malin. Niestety na jeżyny było jeszcze za wcześnie, a czereśnie w dużej mierze zjadły ptaki. Dzień zakończyliśmy ogniskiem z przytarganych z lasu gałęzi. Za to niedziela była tak upalna, że ochłody dodawało tylko leżenie na trawie w cieniu i kompot z porzeczek. Niestety w takie upały lepiej trzymać się z dala od traw i łąk bo gady uwielbiają się wygrzewać, chociaż w cieniu i na dodatek przed progiem domu spotkaliśmy jednego padalca. Wolałam nie ryzykować żadnego ugryzienia i nie pchaliśmy się już na borówki. Mimo ciszy, spokoju i braku pędu czas nie stał w miejscu, żal było wyjeżdżać. Po powrocie do mieszkania przywitała nas impreza balkonowa z klatki obok i tak zakończyła się nasza wiejsko-górska sielanka.
Nigdy nie wspominałam, ale moja babcia mieszka w góralskiej wsi. Mój tata kocha to miejsce, w końcu tam się wychował, więc ja miłość do tych okolic mam już we krwi. Uwielbiam za spokój, ciszę, za to, że możesz krzyczeć, biegać nago, chodzić z siekierką po lesie w poszukiwaniu gałęzi na ognisko, po drodze zrywając z krzaczka borówki, lub dojrzeć w trawie prawdziwka. Mając szczęście można spotkać sarnę, lub mniej szczęścia i stanąć oko w oko z jeleniem. Z kranu leci źródlana woda, która od razu mrozi szklankę. Dom babci jest praktycznie w dziczy - dojście pieszo pod górę 40 minut. Zachcianka ze sklepu równa się zejście i kolejne wyjście. Jakieś 10 lat temu do tego wszystkiego było wypasanie krowy, koszenie trawy kosą, zbieranie siana i noszenie go na plecach do stodoły, kury koło domu, wykopki ziemniaków. Wszystko ręcznie, bez żadnych kombajnów, traktorów, ciągników. Teraz niestety babcia ze względu na swoje 92 lata nie przebywa tam na stałe więc i nie ma całej gospodarskiej otoczki.
Rodzice dorobili się tam domu i chociaż to już nie to samo, bo nie u góry, a na dole i w otoczeniu sąsiadów to nadal jest wspaniale i to nadal otoczenie lasów i łąk.
Nasz weekend zaczął się w sobotę od godziny 5.50 bo na samą myśl o wycieczce nie mogliśmy spać. Mimo, że przez całą podróż samochodem i wyjście pod górę towarzyszyło nam słońce to koło 13 zaczęły się przelotne opady, które uniemożliwiły nam wyjście na szlak. Zamiast tego w przerwach między jednym a drugim deszczem zbieraliśmy borówki i poziomki, podkradaliśmy porzeczki i szukaliśmy malin. Niestety na jeżyny było jeszcze za wcześnie, a czereśnie w dużej mierze zjadły ptaki. Dzień zakończyliśmy ogniskiem z przytarganych z lasu gałęzi. Za to niedziela była tak upalna, że ochłody dodawało tylko leżenie na trawie w cieniu i kompot z porzeczek. Niestety w takie upały lepiej trzymać się z dala od traw i łąk bo gady uwielbiają się wygrzewać, chociaż w cieniu i na dodatek przed progiem domu spotkaliśmy jednego padalca. Wolałam nie ryzykować żadnego ugryzienia i nie pchaliśmy się już na borówki. Mimo ciszy, spokoju i braku pędu czas nie stał w miejscu, żal było wyjeżdżać. Po powrocie do mieszkania przywitała nas impreza balkonowa z klatki obok i tak zakończyła się nasza wiejsko-górska sielanka.
![]() |
W upał najlepiej spiąć włosy |
![]() |
poziomeczki i tak co 2 kroki |
![]() |
a ze stokrotek był wianuszek |
![]() |
w porzeczkach puste gniazdo ptaszka |
![]() |
jaszczurka |
po tak ciepłym weekendzie powroty bywają trudne. |
Lubię takie weekendy, oj lubię :-)
OdpowiedzUsuńcudowne zdjęcia, wspaniały weekend !! tych poziomek zazdroszczę , bo nigdzie nie umiem znaleźć i jeszcze w te lato nie jadłam...
OdpowiedzUsuńśliczny wianuszek *-*
Ach, jak Ci dobrze! :)
OdpowiedzUsuńDlaczego tak mało zdjęć gór?!:(
OdpowiedzUsuńbo wydaje mi się, że jakoś lepiej wychodzą mi zdjęcia makro :)
UsuńCudowne zdjęcia :) lubię takie sielskie klimaty. Ale te korki w drodze powrotnej to chyba zawsze tak odstraszają i nieco demotywują :/
OdpowiedzUsuńTakie weekendy są cudowne :)
OdpowiedzUsuńTej garści malin i porzeczek Ci zazdroszczę, nie mówiąc nic o sielankowym weekendzie, oj bardzo bym taki chciała mieć :)
OdpowiedzUsuńOj, lubię, bardzo lubię te Twoje migawki :) Powinnaś wstawiać je częściej.
OdpowiedzUsuńTą poziomkę chcę!. Nie jadłam jeszcze w tym roku;<
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia<3
OdpowiedzUsuńwieś, wieś <3 dlaczegóż jej nie kochać?! Cudowne zdjęcia, cudowna atmosfera.. aż nie chce się tej str wyłączyć!
OdpowiedzUsuńAle sielanka...aż miło popatrzeć :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cie!! i uwiebiam Twoje przepisy! Najlepsze jest to, ze jestem wegetarianka i ciezko znalezc przepisy bezmiesne, a tutaj az sie roi od takich!!:) super! na prawde dziekuje;) juz kilka przepisow wyprobwalaam :D
OdpowiedzUsuńcieszę się przeogromnie :)
Usuń