Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ruch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ruch. Pokaż wszystkie posty

11.5.17

Jak rozhulać motywację

Jak się odpowiednio to jest skutecznie zmotywować do ćwiczeń  i diety? Metod tyle co autorów i autorów tylu co metod tzn każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Ja nie umiem motywować nawet siebie a mój mąż mówi, że odkąd zaczęłam z nim biegać motywuję go jedynie do tego, żeby nie iść biegać. Bo zamiast mówić „kochanie, ubieraj się, idziemy pobiegać” mówię: „kotuś, jestem taka zmęczona, ja muszę zrobić małą drzemkę”… a po drzemce wstaję taka zła i jeszcze bardziej zmęczona, że w zasadzie na dziś pobiegane. Wracając jednak do tej właściwej motywacji – żadne zdania, że robię to dla siebie do mnie nie przemawiają, dopóki dopisuje mi też zdrowie nie pomaga mi informacja, że robię to dla zdrowia właśnie, a tym bardziej dla ducha. Moja motywacja jest jak amplituda i dokładnie tak skacze. Góra, dół, góra, dół, przy czym zdecydowanie woli utrzymywać się w rejonach dołu. Później długo, bardzo długo dojrzewa, żeby na kilka dni wystrzelić na samą górę wykresu. Ostatnio jednak zaskakująco długo trzyma się góry, z czego jestem cholernie szczęśliwa i dumna. Moje podniesione pośladki również zdają się być szczęśliwe a nie wylewający się brzuch ze spodni osiągnął apogeum w swym zadowoleniu. Nigdy nie byłam, nie jestem i raczej nie będę specjalistą od ćwiczeń, psychologii sportu czy psychologii w ogóle, ale przedstawiam (z większym lub mniejszym przymrużeniem oka) działające na mnie motywacje.





ZNAJDŹ SOBIE KOGOŚ Z KIM MOŻESZ RYWALIZOWAĆ
Podpatrzyłam na facebooku, że moja znajoma (zauważcie znajoma – nie przyjaciółka i nie bliska koleżanka) ćwiczy z Chodakowską. No aż się we mnie zagotowało! To jak, teraz ona będzie chuda  i będzie mi tu swoim zgrabnym tyłkiem kręciła przed nosem ? a w życiu! Wyzwałam ją na pojedynek (oczywiście bez jej wiedzy). Teraz kiedy mam ochotę uciąć sobie po pracy drzemkę myślę o tym, że ona pewnie zrezygnowała z drzemki na rzecz Chodakowskiej a ja nie mogę być w tyle, nie mogę być gorsza! Ja jestem Lwem (zodiakalnym) ja muszę walczyć! A jako lwica (zodiakalna) muszę się podobać, muszę zabiegać o zainteresowanie i podziw. Dużo podziwu – męskiego rzecz jasna!

ZRÓB TO DLA NIEGO!
Opowiem Wam smutną historię z początku naszej znajomości z mym obecnie już mężem. Siedzimy sobie w KFC (sic!) i ja go pytam z uśmiechem na ustach co by we mnie zmienił – wiecie, takie głupie pytanie, na które wydaje Ci się, że znasz odpowiedź. Z każdym jego zdaniem mojego uśmiechu było coraz mniej, żeby na końcu całkiem przerodzić się w prawdziwy wkurw z pytaniem – „to po co Ty ze mną jesteś ?!”  później mnie jakoś udobruchał i temat przepadł, a ja mniej lub bardziej podświadomie zaczęłam się zmieniać . Chciał blondynki z krótkimi włosami – ścięłam więc i przefarbowałam swoje długie, ciemne włosy. Chciał, żebym nie ubierała się tylko na czarno, granatowo, bordowo, fioletowo, po babcinemu – zainwestowałam w bardziej kolorową garderobę. Nie powiedział wtedy, żebym schudła – to był MÓJ krok metamorfozy, żeby jeszcze bardziej mu się podobać. Czy Wy nie chcecie podobać się swoim mężczyznom ? mój chodzi teraz dumny i opowiada, że trafił mu się brylant, który tylko troszkę oszlifował – a niech ma chłop trochę satysfakcji!

NIE RÓB TEGO DLA SIEBIE
Ile razy czytałyście wywiad z jakąś puszystą gwiazdą, która mówi, że dobrze się czuje ze sobą, że kocha swoje ciało ? Ja wiele razy i za każdym razem mówiłam do niej „ale kłamiesz”. Ale jak się dłużej nad tym zastanowić to ja też czuję się dobrze w swoim ciele, czuję się świetnie kiedy jem ciasteczka, czy oblizuję się z tłustego sosu, który wyciekł z kebaba. Nie ważne ile ważę, jakie mam wymiary czuję się dobrze sama ze sobą. No właśnie SAMA ZE SOBĄ. Czuję się dobrze kiedy jestem w domu, chodzę w rozciągniętym dresie, ale nie czuje się dobrze kiedy jako pączek w maśle muszę wystąpić publicznie. Kiedy na imprezie siedzę z założonymi rękoma na brzuchu bo wydaje mi się, że tak ukryję dodatkowe kilogramy, kiedy muszę ciągle poprawiać spódnicę, bo dupa mi przytyła i się ta cholerna spódnica opina albo podnosi. Gdybyś chciała ćwiczyć dla siebie to nie musiałabyś tego robić, bo przecież kochasz siebie, nie ważne w jakim rozmiarze. Ale nie lubisz być najbrzydsza, najgrubsza, nie lubisz porównań. Zrób to więc dla tłumu, zrób na nich wrażenie, spraw, żebyś była gwiazdą wieczor(ów)u!

USTAL KONKRETNY TERMIN
Tylko nie jakaś tam pierwsza lepsza data z kalendarza. To musi być jakieś ważne wydarzenie. Dla przyszłej panny młodej to dzień jej ślubu – chociaż myślałam, że to podziała na mnie trochę bardziej. Ostatecznie uznałam chyba, że tak dobrze wyglądam w swojej sukni ślubnej, że nie muszę specjalnie się do niej odchudzać. Nie miałam gorsetu, plecy zasłaniała koronka, no jedynie ramiona mogłyby być szczuplejsze ale praca nad rękoma jest taka trudna!  (…) to może być wyjazd na wakacje, spotkanie z dawno nie widzianą rodziną czy przyjaciółmi. A najlepiej gdyby jeszcze to spotkanie było zaplanowane na basenie i oczywiście strój kąpielowy obowiązkowy!!

PODZIWIAJ SZCZUPŁE DZIEWCZYNY!
Chociaż to może być złudne! Kiedy ja się napatrzyłam na nie wszystkie ubzdurało mi się w głowie, że też tak wyglądam #śmiechnasali Później sobie pomyślałam, że mogę ubierać się tak samo jak one (wiecie kuse topy, falbaniaste bluzki odsłaniające ramiona, obcisłe jeansy) i lustro – na szczęście już lustro przymierzalni – bardzo drastycznie sprowadzało mnie na ziemię. Załóżmy jednak, że Wasza wyobraźnia nie płata Wam takich figli. Poprawnie jest mówić, że nie porównujemy się z nikim, nie interesuje nas zdanie innych na nasz temat, bla, bla, bla... większość z nas się porównuje z kimkolwiek, pod różnym względem, każda chce wypaść jak najlepiej, tak jak jej ideał, który wisi wydrukowany na lodówce. Nie ważne, że możesz tak nigdy nie wyglądać – bo Twoje biodra od zawsze są szersze, a przecież ich nie spiłujesz, bo masz 3 rozmiary mniejszy biust i zero kasy na operację jego powiększania, no i jesteś całe 20 cm niższa. Gonienie za ideałami, jak bardzo byłoby krytykowane zawsze przyniesie nam coś dobrego. Choćby tyci, tyci.


Jest tylko jedna, bardzo ważna rzecz – nie można się w tym wszystkim zatracić, trzeba znać swój umiar, oceniać szanse realnie, nie realizować celów za wszelką cenę i po trupach. W efekcie to Ty masz być najbardziej zadowolona z tego co osiągnęłaś, wtedy cała te reszta, o której piszę to tylko mało istotny dodatek. 

16.8.13

Off topic. Ćwiczenia sierpień/wrzesień.

Kolejna notka z tematów około blogowych. Przez upały, które odwiedziły nasz kraj nie byłam w stanie ćwiczyć. Moje mieszkanie praktycznie cały dzień nasłonecznione, brak wiatraka. Od samego siedzenia się pociłam, więc nie myślałam nawet o tym, żeby ćwiczyć. Wszystkich, którzy wstawali jeszcze przed słońcem, żeby wykonać swój trening zdecydowanie podziwiam. Ja przyznaję się do porażki. Teraz w pogodzie mniej więcej się unormowało i można wrócić do aktywności. 
Dodatkową motywacją jest wesele, na które jestem zaproszona za miesiąc i najważniejsze nie chciałabym zaprzepaścić tego, co dały mi 2,5 miesiąca ćwiczeń - niestety ciało w bikini pozostawia wiele do życzenia. 

Tym razem nie będę ćwiczyła tak intensywnie jak w przypadku Skalpela czy ćwiczeń z płyt Shape'a. Skupię się na pojedynczych, 10-minutowych ćwiczeniach na różne partie ciała. 
Dzięki jednej z "fanek" lekkiego brzusia - Patrycji dotarłam do nowych zestawów, których nie znałam - Xhit Daily. Naoglądałam się ich sporo, wybór ćwiczeń jest ogromny. Wczoraj wypróbowałam 2 z nich - na brzuch i nogi. Kiedy mój brzuch bardziej przyzwyczai się do intensywności skierowanej w 100% na niego dodam również ćwiczenia na talię. Myślę, że po około dwóch tygodniach. 
Prócz ćwiczeń z nowej serii będę ćwiczyła plecy i pośladki z Mel B, a także sporadycznie bieg, a raczej trucht ;) 
W systematyczności ma mi pomóc kalendarz ćwiczeń, nie wyznaczałam w nim dni na regenerację, ale planuję taki raz w tygodniu. 
Po miesiącu, czyli 13/14 września pojawi się wpis podsumowujący całą akcję. 
Robię to pierwszy raz, to znaczy pierwszy raz mówię o czymś co dopiero zaczęłam, oby mnie to zmotywowało, bo inaczej 13 września będę musiała przyjść z podkulonym ogonem do Was. 
Trzymajcie kciuki :)


Ćwiczenia pod linkami:

14.7.13

Off topic. Ćwiczenia lekkiego brzusia.

Jako, że lekki brzusio to nie tylko jedzenie, ale również ruch postanowiłam wprowadzić nową serię wpisów - poświęconą ruchowi. Nie martwcie się jednak - wpisy nie będą pojawiały się zbyt często, nie zdominują kulinarnej części bloga. Na początek post - "jak się zaczęło".

Z wiekiem dojrzewałam do coraz lepszej diety, do coraz większych motywacji, w końcu  do coraz  zdrowszej codzienności. Najpierw odchudzałam ciało dietami - udało się. Długo byłam szczęśliwa i zadowolona - wtedy moją motywacją były 50 urodziny taty i wielka feta z tej okazji. Jak schudnięcie to i zmiana koloru włosów, obcięcie, nowe ciuchy - cel został osiągnięty do tego stopnia, że ludzie nie odpowiadali mi "dzień dobry" na ulicy, bo mnie nie poznawali. 



Po tym czasie wagowo było dobrze, wahania minimalne, raz w górę, raz w dół. Wtedy zaczęłam zauważać galaretowate nogi, cellulit, boczki. To chyba wynika z faktu dążenia do ideału, odhaczania po kolei spełnionych celów. Gdy jesteśmy grube, nie widzimy tego, że mamy za duży nos, bo nadwaga jest większym problemem, ale kiedy schudniemy nagle ten nos staje się zauważalny i znów trzeba robić wszystko, żeby go jakoś naprawić, bo to największa przeszkoda do bycia lepszą. To jak z piramidą potrzeb Maslowa - dopiero po zaspokojeniu tych najniższych, pojawiają się te wyższego rzędu.  

W każdym razie, mniej więcej w tym czasie przeprowadziłam się do innej części miasta, co dawało mi możliwość chodzenia do pracy pieszo. Przez 6 miesięcy, bo tyle tam mieszkałam pokonywałam 5 razy w tygodniu dystans ponad 6 km w jedną stronę, to nauczyło mnie szybkiego chodu i z trudem znoszę wolniutkie spacery :)
Wtedy też trafiłam na bardzo motywujący profil Ewy Chodakowskiej na facebooku, te galerie, przemiany... zacząć było ciężko, ale się zawzięłam, chociaż na krótko, zbyt krótko ;) Dziś uważam, że zaczęłam zbyt ciężkim treningiem - wybrałam Killera. Zrobiłam parę treningów i już efekty zaczynały być widoczne, ale później robiłam 2 dni przerwy między treningami, 3, 5 i w końcu się skończyło. Chyba też wtedy zaczęłam biegać, jednak po paru tygodniach i to się skończyło, pogoda nie pozwalała już wyjść w krótkich spodenkach i wiadomo - wszystko wkoło chciało, żebym nie biegała. 

Początek 2013 roku zaczęliśmy kolejną przeprowadzką - do pracy już jeździłam tramwajem, remonty, ciągle zakupy, pilnowanie terminów i załatwianie setek spraw. Na jedzenie nie było czasu (ani możliwości go przygotowania), a co dopiero na ruch, czy ćwiczenia. W końcu z początkiem maja zostałam bez pracy - zresztą w tej niekomfortowej sytuacji tkwię nadal - i wtedy to postanowiłam naprawić swoje ciało. Nie zmierzyłam się dokładnie, nie zważyłam bo wagi nie miałam i nie mam - szczerze mówiąc nie zrobiłam tego, bo sama w siebie do końca nie wierzyłam. 

Ćwiczyłam praktycznie każdego dnia, chyba, że trafił się wyjazd w weekend, czy jakieś wyjście. Swoją przygodę zaczęłam z Mel B i jej ćwiczeniami na pośladki - zawsze miałam płaski tyłek i chciałam to zmienić - oraz z Tiffany - ćwiczenia na boczki, bo ktoś polecał na jakimś fanpage. TUTAJ możecie zobaczyć, że ćwiczenie wydaje się proste; mnie po dwóch minutach zaczęło świszczeć w płucach i myślałam, że przerwę w połowie. Z czasem było coraz lepiej i dokładałam sobie kolejne 10 minutowe zestawy, więc trening miał 40-50 minut + 100/150 przysiadów dziennie. Może 10 razy byłam potruchtać, po jakieś 2,5 km. Tak było przez pierwsze 30 dni.
W kolejnym miesiącu wróciłam do Ewy, tym razem Skalpel - rewelacja! spokojne tempo, ćwiczenia bez zadyszki, oczywiście były dni i ćwiczenia, które mnie męczyły, ale nie doprowadzały do płaczu. W tym czasie nadal robiłam przysiady, czasami Tiffany, Mel B pośladki, Mel B plecy i swoje ćwiczenia na plecy i ręce z małymi hantelkami. 
Następne 30 dni zaczęłam leniwo i słabo - często kończyło się na przysiadach i dwóch treningach z Mel B - plecy i pośladki. Później zaczęłam treningi z płytą Total Fitness z nowego Shape'a. Chciałam nadal ćwiczyć plecy, ale po tym tempie jakie jest na płycie z trudem udaje mi się jeszcze zrobi 100 przysiadów, reszta ćwiczeń odpada. Nie mam na to sił, po prostu.  



Podsumowując i przechodząc już całkowicie do teraźniejszości - staram się ćwiczyć codziennie, minimum 5 razy w tygodniu. Dlaczego ? bo chcę wypracowywać w sobie pewien nawyk, systematyczność. Kiedy robię dzień przerwy jest ok, ale kiedy mam już 2 dni przerwy z rzędu - trudno mi trzeciego dnia bez oporów rozłożyć matę i ćwiczyć. Niekoniecznie każdego dnia są to intensywne ćwiczenia, czasami tylko przysiady i jeden 10-minutowy zestaw, tylko po to, żeby nie wypaść z rytmu. 
Nie jestem na żadnej, konkretnej diecie. Jadam to co pokazuję na blogu, ale słucham swego ciała, jeżeli 'mówi', że ma ochotę na prince-polo to dostaje to ;) Popadanie w paranoje, czy wyrzuty sumienia z powodu zjedzenia czegoś co ma więcej cukru, czy tłuszczu niż powinno -dawno mam za sobą. 
Nie zależy mi już na spektakularnych efektach, chcę po prostu ujędrnić swoje ciało, wysmuklić i poprawić kondycję, nabrać siły.  Na początku oczywiście, myślałam, że za miesiąc będę boginią krakowskiej plaży, ale nic nie przychodzi łatwo i szybko.  
Wszystkim, którzy chcą zacząć się ruszać polecam rozpocząć od czegoś naprawdę leciutkiego, z czasem zwiększając intensywność. Wiem, że gdyby nie wcześniejsze 2 miesiące ćwiczeń - nie byłabym w stanie wykonać ćwiczeń z płyty, z którą teraz ćwiczę, albo szybko bym się zniechęciła, jak w przypadku podejścia do Killera. 




Durszlak.pl
zBLOGowani.pl
Mikser Kulinarny - blogi kulinarne i wyszukiwarka przepisów
Top Blogi
Odszukaj.com - przepisy kulinarne
TOP