Ostatni wpis serii. W sumie trochę mi ulżyło, bo fotografowanie wszystkich posiłków to nie lada wyczyn. Z drugiej strony dobrze, że się tego podjęłam - mam dobry ogląd tego co jadaliśmy. Dzięki temu mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że żeby schudnąć nie trzeba całkowicie rezygnować ze słodkości! Jak widzieliśmy codziennie na drugą przekąskę w pracy mieliśmy albo ciasto, albo ciasteczko domowej roboty. Czasami też zdażały się sklepowe batoniki proteinowe. Nie zrezygnowaliśmy wcale z wielu rzeczy, nie postawiliśmy na restrykcyjną dietę dzięki czemu nie wzdychamy do pączków w sklepie, nie rzucamy się na słodkie czekolady (jak już to na te gorzkie ;) ), i nie tęsknimy do tego co jadaliśmy wcześniej, a czego nie jadamy teraz. Owszem, raz w miesiącu mam ciągoty do wszystkiego co złe, ale to dla kobiety chyba normalne, wystarczy przeczekać. W diecie najważniejsza jest konsekwencja, wyeliminowanie kilku najgorszych składników, a później szczerość przed samym sobą. A do tego wszystkiego świadomość tego, że kawa kupiona na mieście, która tak wspaniale smakuje, o ile nie jest czarna to zabielona jest pełnotłustym mlekiem, lub śmietanką, a słodkie ciasteczka, które do niej oferują mają masę niepotrzebnego cukru i tłuszczu.
DIETA
Powracając do naszej "diety". Miała ona na celu przede wszystkim wprowadzenie zdrowego jedzenia, rezygnację z gotowców, po których mój brzuch był masakrycznie napompowany. Równocześnie oczywiście chcieliśmy schudnąć.
-Wyeliminowaliśmy sklepowe słodycze - odstępstwem były wspomniane proteinowe batoniki, gorzkie czekolady z zawartością kakao 74% (raz kupiłam 0,5 litrowe lody pistacjowe i czekoladowego zajączka).
-Zrezygnowaliśmy z chipsów i słonych przekąsek (czasami kupiliśmy paczkę orzeszków, bez soli i tłuszczu i raz paczkę solonych paluszków).
- Nie jedliśmy pieczywa, ani żadnych gotowych wypieków
-Nie piliśmy słodkich napojów, przestaliśmy słodzić kawę i herbatę (wyjątkiem były owocowe herbaty, do których muszę dodać kilka ziarenek cukru).
-W wypiekach cukier zastąpiłam miodem, w niektórych przypadkach brązowym cukrem.
- Masło w wypiekach zastępowałam olejem kokosowym lub masłem klarowanym, podobnie w przypadku smażenia - najczęściej masło klarowane, rzadziej olej kokosowy bo podejrzewaliśmy go o uczulenie.
I to chyba jedyne wyrzeczenia. Nadal jadaliśmy kasze, biały ryż, makarony - przede wszystkim z mąki durum, czasami ziemniaki.
RUCH
Wprowadziliśmy do swojego życia więcej ruchu. Po pierwsze oboje pracujemy fizycznie, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na ogólne efekty. 2 razy w tygodniu chodzimy na basen, gdzie przez 40-45 minut pływamy. Mąż dorzucił również bieganie, jednak po 3 tygodniach kontuzja wyeliminowała tą formę ruchu. Teraz zaczyna ponownie, a ja nieśmiało razem z nim. Póki co w bieganiu najbardziej podoba mi się moment powrotu do domu :) Ale nie nastawiam się negatywnie, może w końcu, po tylu podejściach mi się spodoba. W zachowaniu regularności aktywności fizycznej zdecydowanie pomaga mi fakt, że robimy to razem. Kiedy mi się nie chce iść na basen, to mąż mnie "zmusza" i odwrotnie.
EFEKTY
Najbardziej spektakularny efekt osiągnął mąż. 15 kg w 2 miesiące, w pasie 11 cm. Wszystkie ubrania za duże, cała garderoba do wymiany. U mnie spadło około 5 kg, w pasie 4 cm. Wizualnie ciało wygląda zdecydowanie lepiej, cellulit się "rozmywa", pojawiają się jakieś mięśnie. Wczoraj kupiłam nowe spodnie, o rozmar mniejsze niż zawsze, dresy do biegania nawet o 2 rozmiary mniej. W końcu dojrzałam do tego, że waga nie jest wyznacznikiem moich sukcesów. Dobrze jest wiedzieć ile ważę (wagę kupiliśmy dopiero 2 tygodnie temu, przed dietą ważyliśmy się u rodziców), ale ważniejsza jest wizualizacja i to jak kształtuje się sylwetka. Odbicie w lustrze, a nie cyferki to nasz sukces.
My nadal zostajemy przy naszym sposobie odżywiania i przy takiej ilości ruchu. Taki plan działania całkowicie nam odpowiada. Życzę Wam żebyście również znaleźli swój sposób na wymarzoną sylwetkę i w nim wytrwali :)
Ostatnie zestawienie menu poniżej. Z racji świąt ma tylko 4 dni.
link do części 1
link do części 2
link do części 3
link do części 4
link do części 5
DIETA
Powracając do naszej "diety". Miała ona na celu przede wszystkim wprowadzenie zdrowego jedzenia, rezygnację z gotowców, po których mój brzuch był masakrycznie napompowany. Równocześnie oczywiście chcieliśmy schudnąć.
-Wyeliminowaliśmy sklepowe słodycze - odstępstwem były wspomniane proteinowe batoniki, gorzkie czekolady z zawartością kakao 74% (raz kupiłam 0,5 litrowe lody pistacjowe i czekoladowego zajączka).
-Zrezygnowaliśmy z chipsów i słonych przekąsek (czasami kupiliśmy paczkę orzeszków, bez soli i tłuszczu i raz paczkę solonych paluszków).
- Nie jedliśmy pieczywa, ani żadnych gotowych wypieków
-Nie piliśmy słodkich napojów, przestaliśmy słodzić kawę i herbatę (wyjątkiem były owocowe herbaty, do których muszę dodać kilka ziarenek cukru).
-W wypiekach cukier zastąpiłam miodem, w niektórych przypadkach brązowym cukrem.
- Masło w wypiekach zastępowałam olejem kokosowym lub masłem klarowanym, podobnie w przypadku smażenia - najczęściej masło klarowane, rzadziej olej kokosowy bo podejrzewaliśmy go o uczulenie.
I to chyba jedyne wyrzeczenia. Nadal jadaliśmy kasze, biały ryż, makarony - przede wszystkim z mąki durum, czasami ziemniaki.
RUCH
Wprowadziliśmy do swojego życia więcej ruchu. Po pierwsze oboje pracujemy fizycznie, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na ogólne efekty. 2 razy w tygodniu chodzimy na basen, gdzie przez 40-45 minut pływamy. Mąż dorzucił również bieganie, jednak po 3 tygodniach kontuzja wyeliminowała tą formę ruchu. Teraz zaczyna ponownie, a ja nieśmiało razem z nim. Póki co w bieganiu najbardziej podoba mi się moment powrotu do domu :) Ale nie nastawiam się negatywnie, może w końcu, po tylu podejściach mi się spodoba. W zachowaniu regularności aktywności fizycznej zdecydowanie pomaga mi fakt, że robimy to razem. Kiedy mi się nie chce iść na basen, to mąż mnie "zmusza" i odwrotnie.
EFEKTY
Najbardziej spektakularny efekt osiągnął mąż. 15 kg w 2 miesiące, w pasie 11 cm. Wszystkie ubrania za duże, cała garderoba do wymiany. U mnie spadło około 5 kg, w pasie 4 cm. Wizualnie ciało wygląda zdecydowanie lepiej, cellulit się "rozmywa", pojawiają się jakieś mięśnie. Wczoraj kupiłam nowe spodnie, o rozmar mniejsze niż zawsze, dresy do biegania nawet o 2 rozmiary mniej. W końcu dojrzałam do tego, że waga nie jest wyznacznikiem moich sukcesów. Dobrze jest wiedzieć ile ważę (wagę kupiliśmy dopiero 2 tygodnie temu, przed dietą ważyliśmy się u rodziców), ale ważniejsza jest wizualizacja i to jak kształtuje się sylwetka. Odbicie w lustrze, a nie cyferki to nasz sukces.
My nadal zostajemy przy naszym sposobie odżywiania i przy takiej ilości ruchu. Taki plan działania całkowicie nam odpowiada. Życzę Wam żebyście również znaleźli swój sposób na wymarzoną sylwetkę i w nim wytrwali :)
Ostatnie zestawienie menu poniżej. Z racji świąt ma tylko 4 dni.
link do części 1
link do części 2
link do części 3
link do części 4
link do części 5
yummy! :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajnie !!!
OdpowiedzUsuńMozna przepis na te dwa rodzaje nalesnikow?
OdpowiedzUsuńna kukurydziane przepis tutaj: http://lekkibrzusio.blogspot.de/2015/05/nalesniki-kukurydziane.html a na owsiane pojawi się w najbliższym czasie. Prawdopodobnie w tym tygodniu.
Usuńprzepyszne i z tego co widzę mega urozmaicone dania...a mi się obecnie tak nie chce eksperymentować...mam nadzieję, że jak za tydzień chłop z Polski wróci to znowu zachce mi się chcieć i urozmaicę mój jadłospis:)
OdpowiedzUsuńPyszności! Też staram się pakować w pudełka, gdy wychodzę z domu ;)
OdpowiedzUsuńTeż się przymierzam do większego zadbania o swoje menu. Ale zawsze po pierwszych trzech dniach idę na łatwiznę:/
OdpowiedzUsuńJa żyję tak od stycznia (jakoś od połowy, chodzi mi o zdrowy tryb życia, dobre jedzenie, aktywność fizyczną i zjechałam kilka kg ale raczej się mierzę i w talii mam -10cm) Widzę ogromną zmianę, dodatkowo moje samopoczucie jest lepsze o 180 stopni :) Pozdrawiam i życzę wytrwałości.
OdpowiedzUsuń