Wstęp wczorajszy, przepis dzisiejszy.
Jest godzina 21 i właśnie usiadłam spokojnie na dupie odkąd po pracy weszłam do mieszkania. Poprawka - po pracy był jeszcze spacer z psem. Nadal intensywnie testuję sprzęt, a jak już testuję to muszę też zrobić zdjęcia, żeby było co pokazać a nie tylko suchą, tekstową recenzję przygotować, której nikt nie przeczyta. Na parapecie leżała dynia, od dłuższego już czasu leżała i obiecywałam sobie zając się nią na dniach. W domu nie było żadnej przekąski do pracy, więc dynia wpasowała się idealnie i wyszły ciastka. Ale to też nie jest takie proste. Trzeba się zastanowić jaką mąkę użyć, ile jej użyć, co tam dodać innego w międzyczasie wszystko zapisując. A na koniec jak już się upiecze obfotografować z każdej strony. Dobrze byłoby jeszcze się nieco wysilić i przygotować ładną kompozycję do zdjęcia i nawet miałam taki zamysł, ale okazało się, że żadne z posiadanych przeze mnie rekwizytów nie pasuje, więc zdjęcia są bardzo standardowe (do zobaczenia niedługo na blogu). Później trzeba pomyć furę garów w zlewie, na dwie tury i pochować to co się do zdjęć nawyciągało. Następnie skoczyć do sklepu, bo mi się zrodził pomysł na kolejny dyniowy przepis. Nałożyć farbę, bo jednak w niedzielę mimo, że tak o tym trąbiłam to nie zdążyłam. W międzyczasie znów narobiła się fura garów do zmywania, bo przecież jedzenie do pracy też trzeba zrobić (mąż zrobił). Zmyć farbę i wziąć prysznic, a że już wieczory zimne to muszę się wygrzać pod tym prysznicem, w zimne dni prysznic zawsze trwa dłużej. A i zapomniałabym - poprawić hybrydę na paznokciach, bo cholera w niedzielę zapomniałam o jednej z warstw, tej jednej z ważniejszych warstw i mi płatami odpadły, o dziwo tylko w prawej ręce. I już na sam koniec: wyprostować włosy, bo żeby zrobić to rano musiałabym włączyć szybszy bieg a i tak nie wiem czy bym zdążyła. No i teraz mogę położyć się spać, chociaż lista rzeczy, których nie zrobiłam a powinnam jest równie długa. Pocżawszy od zgrania i obróbki zdjęć a na nauce słówek i ćwiczeniach spalających tłuszcz kończąc. Gdy będę miała dziecko rozważę możliwość zapisania się na kurs planowania swojego dnia.
Na parapecie, prócz dyni leżały też dwie kolby kukurydzy. I te dwie kolby kukurydzy wylądowały w zupie, a zupę robił mąż. Mama jednak miała rację mówiąc, że jak nie znajdę męża kucharza to zginę.
Zupa kukurydziana na mleku kokosowym
Składniki (2-3 porcje):
Jest godzina 21 i właśnie usiadłam spokojnie na dupie odkąd po pracy weszłam do mieszkania. Poprawka - po pracy był jeszcze spacer z psem. Nadal intensywnie testuję sprzęt, a jak już testuję to muszę też zrobić zdjęcia, żeby było co pokazać a nie tylko suchą, tekstową recenzję przygotować, której nikt nie przeczyta. Na parapecie leżała dynia, od dłuższego już czasu leżała i obiecywałam sobie zając się nią na dniach. W domu nie było żadnej przekąski do pracy, więc dynia wpasowała się idealnie i wyszły ciastka. Ale to też nie jest takie proste. Trzeba się zastanowić jaką mąkę użyć, ile jej użyć, co tam dodać innego w międzyczasie wszystko zapisując. A na koniec jak już się upiecze obfotografować z każdej strony. Dobrze byłoby jeszcze się nieco wysilić i przygotować ładną kompozycję do zdjęcia i nawet miałam taki zamysł, ale okazało się, że żadne z posiadanych przeze mnie rekwizytów nie pasuje, więc zdjęcia są bardzo standardowe (do zobaczenia niedługo na blogu). Później trzeba pomyć furę garów w zlewie, na dwie tury i pochować to co się do zdjęć nawyciągało. Następnie skoczyć do sklepu, bo mi się zrodził pomysł na kolejny dyniowy przepis. Nałożyć farbę, bo jednak w niedzielę mimo, że tak o tym trąbiłam to nie zdążyłam. W międzyczasie znów narobiła się fura garów do zmywania, bo przecież jedzenie do pracy też trzeba zrobić (mąż zrobił). Zmyć farbę i wziąć prysznic, a że już wieczory zimne to muszę się wygrzać pod tym prysznicem, w zimne dni prysznic zawsze trwa dłużej. A i zapomniałabym - poprawić hybrydę na paznokciach, bo cholera w niedzielę zapomniałam o jednej z warstw, tej jednej z ważniejszych warstw i mi płatami odpadły, o dziwo tylko w prawej ręce. I już na sam koniec: wyprostować włosy, bo żeby zrobić to rano musiałabym włączyć szybszy bieg a i tak nie wiem czy bym zdążyła. No i teraz mogę położyć się spać, chociaż lista rzeczy, których nie zrobiłam a powinnam jest równie długa. Pocżawszy od zgrania i obróbki zdjęć a na nauce słówek i ćwiczeniach spalających tłuszcz kończąc. Gdy będę miała dziecko rozważę możliwość zapisania się na kurs planowania swojego dnia.
Na parapecie, prócz dyni leżały też dwie kolby kukurydzy. I te dwie kolby kukurydzy wylądowały w zupie, a zupę robił mąż. Mama jednak miała rację mówiąc, że jak nie znajdę męża kucharza to zginę.
Zupa kukurydziana na mleku kokosowym
Składniki (2-3 porcje):
- 2 kolby kukurydzy
- 1 mała papryczka chilli
- 4-6 plasterków boczku
- puszka mleka kokosowego
- 500 ml wody +do ugotowania kukurydzy
- sól, cukier
Przygotowanie:
- Kukurydzę umyć, pozbawić liści, włosia; ugotować do miękkości w wodzie z dodatkiem cukru (jeżeli zostanie woda z gotowania, nie wylewać jej)
- Kiedy kukurydza będzie miękka, nadziać od góty na widelec i zdecydowanym ruchem noża odkrajać nasionka jak najbliżej "głąba" kukurydzy i wrzucać do garka, w którym się gotowała.
- Wodę pozostałą z gotowania kukurydzy uzupełnić, aby łącznie było jej 500 ml i zblendować kukurydzę.
- Wlać mleko kokosowe, część stałą i płynną. Gotować na małym ogniu aż zupa nieco zgęstnieje.
- Na suchą, rozgrzaną patelnię położyć plasterki boczki i mocno przypiec z obu stron.
- Zupę przelać do miseczek, podawać z drobno posiekaną papryczką chilli i chipsami z boczku
Smacznie wygląda! :)
OdpowiedzUsuńo raany, ja miałam nadzieję że to kuku z puszki xD jak ci się chciało gotować, obierać itd:) ja się nie dziwię że nie masz czasu na ćwiczenia, naukę itd:) ale ja za to jestem na trybie "ugotować szybko" a i tak nie mam czasu na powyższe aktywności:) albo mam czas tylko zmęczona jestem. niech żyje praca fizyczna.
OdpowiedzUsuńswoją drogą nie pojmuję fenomenu wiecznie pełnego zlewu!
pozdrawiam!;)
Dziękuję za ten blog :)
OdpowiedzUsuńPrzepisy są świetne , urozmaicają nam życie.
Ostatnio robiłam ciasto marchewkowe, wyszło zabójczo i ma mało kalorii :)
Rozumiem, że w smaku jest słodka?
OdpowiedzUsuńjest słodkawa, ale według mnie nie bardzo
Usuń