W rozpoczynaniu diety najbardziej lubię te kilka dni przed, kiedy już wiem, że niby jestem zmotywowana żeby zaczynać, ale wiem, też że jeszcze mogę sobie pofolgować. Przeszukuję wtedy półki sklepowe w poszukiwaniu smaków, za którymi na tej diecie mogę zatęsknić - kupuję i zjadam. Kupuję oczywiście za dużo, no bo przed dietą najlepiej nabrać obrzydzenia do słodyczy i w pierwszy dzień diety wkraczać ze świadomością nasycenia słodyczowego i przeświadczenia, że ich wogóle w swoim życiu nie potrzebuję. To mój patent na przetrwanie pierwszego dnia, zawsze się sprawdza, nigdy mnie nie zawiódł.
Drugiego dnia zaczyna być już różnie. Nagle okazuje się, że potrzebuję więcej jedzenia, bo ciągle jestem głodna, a nie mogę przegryźć tego co zawsze, bo to zawsze było coś słodkiego! Pora uświadomić sobie, że jedno ciasteczko kończyło się na całej garści, a kosteczka czekolady na 3 paskach, więc kiedy miałam być głodna skoro zawsze coś przegryzałam ?! Że też trzeba posunąć się do tak drastycznych kroków, żeby wytknąć samej sobie błędy...
Dzień trzeci - wchodzę do sklepu po mleko, witają mnie te ogromne Milki z karmelem i orzechami. Oczywiście dziś zaczęła się na nie super, wielka promocja. Odwracam wzrok, przspieszam kroku, zaczynam śpiewać w myślach, powtarzać jakiś wierszyk, liczyć barany, cokolwiek byleby nie myśleć o tej cholernej czekoladzie. Dochodzę do kas; po mojej lewej - duże słoiki nutelli, ferero rocher i mega duże kinder niespodzianki, edycja świąteczna. Na szczęście po mojej prawej są cięte kwiaty, one mnie uspokoją. Te zawinięte pąki, feria barw, leciutki zapach...okej, moja kolej, płacę i wychodzę. Wygrałam tę bitwę.
Dzień czwarty - najgorsze minęło. Świadomość, że w którejś z szafek leżą batoniki, które zawsze chciałam spróbować już nie robi na mnie takiego wrażenia jak wczoraj. Hmm czyżby w nocy odwiedziła mnie wróżka i swoją złotą różdżką wbiła mi do głowy, że faktycznie tych słodyczy nie potrzebuje ? Serio?!
Po pierwsze nie oznacza to kryzysów na dalszej drodze (przekonałam się o tym już wiele razy), a po drugie ze słodkiego smaku nie zrezygnuję, ale stawiam na ten naturalny słodki smak, czego przykładem są dzisiejsze śniadaniowe placuszki. Proszę mi tylko nie wytykać cukru pudru na placuszkach, to świadoma decyzja, dla lepszych zdjęć trzeba się poświęcić :)
Placuszki bananowo-kokosowe
Składniki (6 małych sztuk):
Drugiego dnia zaczyna być już różnie. Nagle okazuje się, że potrzebuję więcej jedzenia, bo ciągle jestem głodna, a nie mogę przegryźć tego co zawsze, bo to zawsze było coś słodkiego! Pora uświadomić sobie, że jedno ciasteczko kończyło się na całej garści, a kosteczka czekolady na 3 paskach, więc kiedy miałam być głodna skoro zawsze coś przegryzałam ?! Że też trzeba posunąć się do tak drastycznych kroków, żeby wytknąć samej sobie błędy...
Dzień trzeci - wchodzę do sklepu po mleko, witają mnie te ogromne Milki z karmelem i orzechami. Oczywiście dziś zaczęła się na nie super, wielka promocja. Odwracam wzrok, przspieszam kroku, zaczynam śpiewać w myślach, powtarzać jakiś wierszyk, liczyć barany, cokolwiek byleby nie myśleć o tej cholernej czekoladzie. Dochodzę do kas; po mojej lewej - duże słoiki nutelli, ferero rocher i mega duże kinder niespodzianki, edycja świąteczna. Na szczęście po mojej prawej są cięte kwiaty, one mnie uspokoją. Te zawinięte pąki, feria barw, leciutki zapach...okej, moja kolej, płacę i wychodzę. Wygrałam tę bitwę.
Dzień czwarty - najgorsze minęło. Świadomość, że w którejś z szafek leżą batoniki, które zawsze chciałam spróbować już nie robi na mnie takiego wrażenia jak wczoraj. Hmm czyżby w nocy odwiedziła mnie wróżka i swoją złotą różdżką wbiła mi do głowy, że faktycznie tych słodyczy nie potrzebuje ? Serio?!
Po pierwsze nie oznacza to kryzysów na dalszej drodze (przekonałam się o tym już wiele razy), a po drugie ze słodkiego smaku nie zrezygnuję, ale stawiam na ten naturalny słodki smak, czego przykładem są dzisiejsze śniadaniowe placuszki. Proszę mi tylko nie wytykać cukru pudru na placuszkach, to świadoma decyzja, dla lepszych zdjęć trzeba się poświęcić :)
Placuszki bananowo-kokosowe
Składniki (6 małych sztuk):
- 1 średniej wielkości banan
- 1 duże jajko
- 20 g mąki kokosowej
- 10 g mąki żytniej, orkiszowej lub pszennej
- 10 łyżek mleka
- tłuszcz do smażenie
Przygotowanie:
- Banana zblendować z jajkiem.
- Dodać oba rodzaje mąki, wymieszać. Wlać mleko i ponownie wymieszać. Masa będzie gęsta, ale równocześnie powinna być elastyczna.
- Na rozgrzaną, natłuszczoną patelnię nakładać łyżką masę formując placuszki. Smażyć na niedużym ogniu z obu stron, do zrumienienia.
- Podawać solo, z cukrem pudrem lub owocami
Uwielbiam takie placuszki ❤
OdpowiedzUsuńWyglądają pysznie :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie! ;-)
OdpowiedzUsuń