3.3.19

Pudding z tapioki

W poniedziałek miałam wolne w pracy. Normalny człowiek wykorzystałby taki prezent albo na leżakowaniu przed telewizorem z paczką chipsów, ewentualnie z pudełkiem lodów, gdyby była to dziewczyna. Drugą najbardziej prawdopodobną opcją byłyby zakupy w przypadku jej i wyjście na miasto celem załatwiania miliona zaległych  spraw w przypadku jego. Natomiast ja zagoniłam się do kuchni. Zaczęłam od śniadania- wytrawne gofry z awokado i sadzonym jajkiem, później wjechał deser; pudding z tapioki z mango i wszystko szło dobrze, już miałam dwa nowe przepisy na bloga, ładne zdjęcia a dodatkowo miałam za sobą pyszne śniadanie a przed sobą najlepszy deser, który wygląda tak, że najchętniej wylizałoby się szklankę. I wtedy przyszedł pomysł na pączki, nie dość, że przygotowanie tego wszystkiego zajęło mi mnośtwo czasu, bo przy drożdżowych wypiekach to się zawsze tak strasznie rozciąga w czasie. Nawet kiedy ciasto sobie rośnie, albo przynajmniej takie jest założenie, że odstawione, przykryte ściereczką będzie podwajało swoją objętość to i tak czuję się ograniczona, wiem, że coś rozpoczęłam, nie zakończyłam i źle mi z tym. A więc nie dość, że przygotowanie tych pączków zajęło mi mnóstwo czasu to w efekcie pączki przypominały nadziewane pierniczki, drożdżowo-kruche rogaliki, słodkie bułeczki z dżemem - każdy smakował inaczej w zależności, które podniebienie go kosztowało. Poniosłam wierutną klęskę cukierniczą. Czego efektem było to, że mój mąż w tłusty czwartek nie zjadł pączka - bo u nas problem glutenowy dotyczy właśnie jego, nie mnie. I od tych moich pieczonych pączków, które pączkami nie były zaczęła się cała fala nieudanych przepisów. Omlety, które nie sprawiają mi trudności- jeden przypalony, drugi rozwalony, kukurydziane tortille - mimo, że robione zgodnie z przepisem wyszły zbyt mączne, ciężko się je wałkowalo i w ogóle kurwica mnie przy nich brała. Przestałam zaglądać do kuchni aż do weekendu (nie licząc przygotowania obiadów, chociaż tyle mi wychodziło). Taki mały detoks, który rozciągnął się też na sferę blogową, ale już wracam. W piątek upiekłam ciasto, które się udało, więc kryzys mam nadzieję zażegnany. A dziś mam dla Was ten deser, po którym by się chciało wylizać do czysta szklankę - pudding z tapioki na mleczku kokosowym z musem z mango i malinami.

Pudding z tapioki

Składniki (2 porcje):
  • puszka mleczka kokosowego
  • 40 g drobnych kuleczek tapioki
  • 2 łyżki erytrolu
  • 1 łyżeczka pasty waniliowej lub aromatu waniliowego
  • 0,5 dużego mango
  • kilka malin
Przygotowanie:
  1. Zawartość puszki przelać do garnka. Dodać erytrol i pastę/aromat waniliowy i zmiksować. Dodać tapiokę, wymieszać i odstawić na 0,5 -1 godziny.
  2. Po tym czasie całość przemieszać i gotować na małym ogniu około 20 minut, aż kuleczki zrobią się przeźroczyste, bardzo często mieszając, żeby nic nie przywarło do dna. 
  3. Pudding przelać do szklanek, na górę ułożyć zblendowane mango i kilka malin. 
  4. Można zjeść od razu, jeszcze lekko ciepłe, lub po schłodzeniu w lodówce.
Wartość odżywcza dla 1 porcji:  
Kalorie: 277   
B: 1,85    
T: 13,1       
W: 39,25    



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Będę wdzięczna wszystkim anonimowo komentującym za podanie imienia, albo chociaż pseudonimu. Dziękuję.

Durszlak.pl
zBLOGowani.pl
Mikser Kulinarny - blogi kulinarne i wyszukiwarka przepisów
Top Blogi
Odszukaj.com - przepisy kulinarne
TOP