Nadszedł czas podsumowania miesięcznego (od 5.11) wyczynu mającego na celu przybliżenie mojej sylwetki do ideału. Do końca nie jestem zadowolona z efektów, a raczej z siebie, ale zacznijmy od początku...
Motywacja oczywiście sięgała zenitu, szkoda tylko, że przez pierwsze 2 tygodnie, później zaczęłam robić coraz dłuższe przerwy w ćwiczeniach, kończąc na tym, że przez ostatni tydzień poćwiczyłam łącznie 15 minut. Jedyną rzeczą, za którą w tej kwestii mogłabym się nagrodzić jest fakt, że mimo zimy, mimo ślizgania się i wywracania (tak, zaliczyłam bardzo spektakularny upadek na środku mostu), mimo przemoczonych butów i zmuszania mięśni do napinania celem utrzymania równowagi nadal do pracy chodzę pieszo. Tym samym zaczęłam 6 miesiąc tych wędrówek.
Co do diety to oczywiście jadam wszystko co tutaj prezentuję, zielone koktajle piłam, ale zaprzestałam i nie mam racjonalnego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy. Flipsy o smaku toffi też jadłam i trufle moje ukochane i żelki. Czasami nawet kolacje wyglądały jak obiad, co nie powinno się zdarzyć. Niestety wygląda na to, że jestem słabą istotą i moja silna wola nie współpracuje z mózgiem i z obrazkami jakie się w nim wytwarzają. A obrazki są piękne: mój brzuszek jak w avatarze, moje plecy z zarysowanymi mięśniami, ręce twarde jak skała i to wszystko obleczone dopasowaną koronkową sukienką z dekoltem na całe plecy... Z takim zapałem przyjdzie mi na to pracować dłużej niż zakładałam, co nie znaczy, że się poddam (oby, oby, oby, oby!).
Obnażyłam swoje słabości, teraz czas na cyferki. Mianowicie mimo moich upadków coś tam się pozmieniało, o ile waga i centymetr nie chcą mnie oszukać i tym samym pocieszyć. Co prawda waga jest stara, ale wskazówki zmieniły swoje położenie. W przybliżeniu spadło 2,5-3 kg.
Obwody oczywiście też pomierzyłam, no bo co będę takiej starej wadze ufać. Najwięcej ubyło w udach, co spowodowane jest zapewne codziennym chodzeniem. (-3 cm). W talii (-3), boki (-3), tyłek (-1), łydki (-0,5). Nie ma się czym ekscytować, nie osiągnęłam swojego celu co jest spowodowane tylko i wyłącznie moim lenistwem/słabym zapałem/lub jeszcze inną słabością.
W listopadzie ćwiczyłam killera Ewy Chodakowskiej, w tym miałam zamiar robić Skalpel. Plany pokrzyżowała mi przeprowadzka i ogromny remont. Tak więc myślę, że od tego schudnę samoistnie ;)
Jestes dla siebie zbyt surowa. Jesz co chcesz, ćwiczeniami sie nie przemęczasz a waga i wymiary spadają! Rewelacja!
OdpowiedzUsuńTeż tak chcę!
Orzeszek
będę trzymać kciuki za Twoje dalsze zmagania! ;)
OdpowiedzUsuńtak Ci ładnie poszło ;)
powoli do celu! ważne, że straciłaś, a nie przytylaś. nie poddawaj się :)
OdpowiedzUsuńNa pewno Ci się uda, ale trzeba czasu i cierpliwości :) Powodzenia
OdpowiedzUsuńNie jest wcale tak żle, zawsze to wskazówka wagi idzie do dołu. U mnie też to mozolnie idzie. :/
OdpowiedzUsuńPowodzenia. :)
Tak właśnie zastanawiam się jak określić ich smak. Są bardzo twarde i słodkie.. coś jak rodzynki i do nich też są porównywalne. Chociaż moim zdaniem są mniej słodsze i zawierają ociupinkę goryczy :)
OdpowiedzUsuńGratuluję!
OdpowiedzUsuń3kg to jest sporo przez miesiąc, dla kogoś bez olbrzymiej nadwagi (jak mniemam :))
Ja marzę o tym, żeby chociaż te 3kg zrzucić albo jakieś centymetry w obwodach, a tutaj nadal nic. :(
Gratulację :)
OdpowiedzUsuńJa chciałabym móc przytyć te 3kg :D
nie poddawaj się, u mnie też coś ostatnio słabo spada waga.
OdpowiedzUsuńGratuluję i powodzenia!
OdpowiedzUsuńJak na parę dietowych poślizgnięć to i tak bardzo ładne efekty :) Gratuluję i trzymam kciuki za motywację, bo wiem jak z nią bywa trudno ;)
OdpowiedzUsuńA dobre i takie spadki :) Może jeszcze spróbujesz :) - Kamolka
OdpowiedzUsuń