Ale mam dziś kryzys! A nie, przepraszam to PMS. Stosunkowo dla mnie nowe zjawisko mimo moich 34 lat. Do tej pory słodycze i kurwy wjeżdżały razem z pierwszą kroplą krwi i bolącym brzuchem. A teraz już tydzień przed zaczyna się istny armagedon. Serio! Nawet mnie to przeraża. Do sklepu już w tym stanie nie wchodzę, bo łącząc szalejące ceny z moimi zachciankami czyli trochę czekolady, trochę śledzia i jeszcze może ciepłe kakałko do tego to się w ogóle nie kalkuluje. Niby chwilowa przyjemność, a później brzuch wydęty i znów powód do płaczu. Powodów do płaczu jest cała masa. Dziś powodem było to, że mój mąż nie pozmywał wieczorem naczyń, które były w zlewie. A do płaczu już takiego z łkaniem doprowadziło mnie moje własne dziecko, bo szykując się do drzemki szarpał mnie za włosy, kładł się na mnie i szczypał w policzki. Moje myśli krążyły wokół przestań mały gnojku, a tym, że nie mogę/nie chcę mu pokazać, że jestem niestabilna i nieprzewidywalna. Ta patowa sytuacja sprawiła, że udając że śpię (śpimy razem, więc tak wyglądają nasze przygotowania do snu) zmoczyłam całą poduszkę, wybrudziłam rękaw bluzki nie zmytym tuszem do rzęs a mały gnojek i tak nie zasnął. Mój mąż widząc, że temat jest gruby po obiedzie spakował młodego i pojechali na przejażdżkę. Byle jak najdalej ode mnie. Byle bym miała pięć minut dla siebie - bo brak czasu dla siebie też był dzisiejszym powodem do płaczu.
Co ja myślę, że zrobię mając czas dla siebie - poczytam książkę, pouczę się, zrobię paznokcie, wezmę prysznic w spokoju i napiję się kawy. A co robię - PRZEGLĄDAM INSTAGRAM. Na całe szczęście nie odpaliłam tiktoka, bo bym już nic z powyższej listy nie zrobiła, łącznie z wypiciem ciepłej kawusi.
A tak w ogóle to Witam Państwa po tak długiej nieobecności, ale dwulatek i pies w domu, do tego praca na pełen etat obojga rodziców nie pozostawia złudzeń, że będzie mi się chciało robić coś jeszcze. Co więcej ja nie pamiętam kiedy upiekłam jakieś ciasto. Jedziemy trochę na autopilocie, a każdą wolną chwilę spędzam na dywanie, najczęściej bawiąc się autkami. Chociaż te dzisiejsze babeczki robiliśmy razem, bo my kuźwa wszystko robimy razem! I nie ma to jak się przywitać narzekaniem - to takie polskie :) a żeby jeszcze dodać kropkę nad i to powiem Wam, że pogoda to jakiś żart - zimno, szaro, pada. A idź Pan z taką jesienią.
Przedstawiam babeczki bananowe, można zjeść samemu, można z dzieckiem, o ile dziecku nie zabrania się cukru w diecie. Można też nie dodać cukru, wtedy będzie po prostu mniej słodkie. Chociaż zaznaczam, że to nasze 30 gramów nie daje dużej słodyczy, więc jak ktoś lubi naprawdę słodkie, to niech sobie da i z 60. W ogóle uważam, że babeczki na maślance czy kefirze to jest życie - wychodzą zawsze wilgotne i pyszne.